czwartek, 17 marca 2011

mój świat ...

Dość już było biżu .... oczywiście nie znaczy, że nie będzie jeszcze :) Jak pisałam kiedyś ten blog to mój azyl, tu piszę o rzeczach które lubię, o tym co sprawia mi przyjemność. O tym co robię właśnie dla niej, a konkretnie dla jej uzyskania.
Jestem typem buntownika, moje indiańskie imię to : Ale dlaczego ?!!!
Przez przypadek zrobiłam jakąś biżu i zakochałam się w tym. Jest to mój ulubimy sposób relaksu. Myślę, dumam, kiedy znajdę czas,  kiedy usiądę do moich magicznych pudełek, planuję to jak jakąś rankę :)
Zabieram cały majdan, na wszelakie wyjazdy .... może wtedy, może chwilę znajdę.




Zastanawiałam się często, jakie są moje zainteresowanie … Ogólnie można je zawęzić do hasła handmade. Poza drobnymi rzeczami, jak biżuteria chociażby, są też większe. Nie piszę tu o wartości, ale o wielkości czy rozmiarowo pojętej samej w sobie. Moje ręce, mając odpowiednie narzędzie: wiercą, wyżynają, szpachlują, malują, kleją, szyją itd. Zawsze brałam to jako coś co robię, gdy jest potrzeba, nic szczególnego, a to jest moja pasja. Ot tak po prostu. 


Więc dziś wnętrza, coś co bardzo lubię, uwielbiam wręcz, czyli remont. Zamiana zniszczonego na  ,,fajne ’’. Uchronić przed śmietnikiem, odmalować itp.
Marzy mi się robić wszystko samej, własnoręcznie, może poza podwieszaniem sufitów. Ale by do tego doszło,  muszę bardziej w siebie uwierzyć, lub …. nie słuchać.

Dziś chciałam Wam się  pochwalić moim pierwszym dużym zrealizowanym projektem. Niestety do większości prac remontowych zatrudniłam ekipę. Ubolewam nad tym, gdyż czuję, że dałabym radę zrobić to sama, ale może następnym razem.
Stare mieszkanie w kamienicy z ok 1915roku. Nie napiszę, że zaniedbane, czy nieatrakcyjne, całe tętniło ludźmi którzy mieszkali tam wcześniej. Filiżanki, bibeloty, fototapety. Oczywiście, dzisiaj to już się wielu z nas nie podoba, ale czy jest brzydkie … nie. To nie jest nasz styl. Może takie podejście powoduje, że nie ma dla mnie niefajnych wnętrz. Nawet przy, skrajnym kaleczeniu mego prywatnego poczucia estetyki (pisze tu raczej o nowych, lub „nowoczesnych” wnętrzach), przy przytłaczającym nadmiarze elementów przeze mnie nietolerowanych, mogę zawsze powiedzieć, że każde pomieszczenie ma potencjał.
Tu były emocje, historia ludzi, to nie było jakieś zimne, anonimowe mieszkanie.
Dziś pokaże Wam przedpokój i pokój, nic szczególnego, puste ściany, ale moc bieli i jej „power of rozjaśnienie”.


Zaczynamy od pokoju - sypialni. Tak to wyglądało, nie ma co się rozpisywać, było o tym wcześniej. 


Po wyniesieniu wszystkich mebli, ukazała nam się powierzchnia pokoju .. całkiem okazała, oraz totalny brak kątów prostych. Stan ich ostrości mocno odbiegał, od przedstawionych w projekcie.


W tym w nieszczęsnym miejscu, udało się wygospodarować garderobę. Wyczyszczone, wygładzone, odmalowane  - oto efekt:



Pora na przedpokój. Tak było


po zmianach:




Mleczna szyba, to okienko pomiędzy przedpokojem a łazienką. Ma ono za zadanie doświetlić drugie pomieszczenie. W przedpokoju jest wielkie okno, aż szkoda tego nie wykorzystać. 
Szyba jest podświetlana. 
Drzwi udało mi się kupić na wyprzedaży, były pełne, bez szybki ... ale po co wymyślono wyrzynarkę, prawda?
widok z salonu

Mam nadzieję, że Wam się podoba, zapraszam na więcej :)

3 komentarze: